czwartek, 28 lutego 2013

Wybraliśmy muzea do projektu "Podróże Pani Batowskiej"

MD62jv on Make A Gif, Animated Gifs
‘Les avantures de Telemaque, fils d’Ullyse’, wydana w Paryżu w 1719 roku, jedna z najpopularniejszych powieści Oświecenia.

Wybraliśmy muzea z województwa mazowieckiego, do których podróżować będzie biblioteczka pani Batowskiej w ramach projektu, który realizujemy z Akademią Orange:
Muzeum Mazowsza Zachodniego (Żyrardów)
Muzeum w Nieborowie i Arkadii, Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie (Nieborów)
Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku (Orońsko)
Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze, oddział Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu (Przysucha)
Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie (Ciechanów).

Więcej o projekcie: http://podrozepanibatowskiej.wordpress.com/

poniedziałek, 18 lutego 2013

Obrazy czwartkowe.Odkrycia czwartkowe


Podczas ostatnich Obrazów czwartkowych nasza wolontariuszka Agnieszka postawiła przed nami ciekawe zadanie. Mieliśmy naszkicować obraz zgodnie ze wskazówkami sporządzonymi na wzór tych, jakie dawał Stanisław August. Król zwykł instruować swoich malarzy i dawać im konkretne instrukcje co do kształtu przyszłych dzieł.
Doświadczenie było inspirujące i stało się punktem wyjścia do wielu dyskusji i przemyśleń. Rozmawialiśmy m.in. o tym, czy malarz był w stanie przenieść na płótno teoretyczne wskazówki króla, który z pewnością miał swoją, bardzo konkretną wizję dzieła (sam przecież próbwał swoich sił w sztukach plastycznych, miał wyrobiony gust i autorytet mecenasa).
Zadanie było też wyzwaniem dla tych wszystkich, którzy zawsze mówią, że nie potrafią malować, że nie znają się na sztuce...
W trakcie zajęć po raz kolejny okazało się, że o sztuce można rozmawiać nie tylko w gronie specjalistów. Obrazy czwartkowe udowadniają, że wizyta w galerii to także czerpanie radości ze wzajemnego spotkania, a może nawet przełamywanie pewnych granic, odkrywanie czegoś nowego, sposób by uwierzyć w siebie...
Zapraszamy na kolejne spotkania w marcu i kwietniu.
A Wy spróbujecie podjąć wyzwanie i namalować obraz według królewskich wskazówek? Oto one:
Chciałbym widzieć według szkicu ołówkowego bażanta wiszącego za nogę w spiżarni wraz z jakimś mniejszym ptakiem na stole, z kotem, który zdaje się do niego skradać, szklankami i innymi naczyniami kuchennymi, okienkiem zakratowanym w tle.*








*W kręgu króla Stanisława, M. Borucki

piątek, 15 lutego 2013

Moda malowana. Portret w negliżu?

Kobiety osiemnastowiecznie portretowały się w negliżu równie chętnie co ówcześni mężczyźni w robe de chambre. Słowo „negliż” oznaczało jednak wówczas zupełnie co innego niż dziś, kiedy to mówiąc o kimś, że jest „roznegliżowany” mamy na myśli(w najlepszym razie!) to, że jest niekompletnie ubrany. W XVIII wieku przeciwnie – negliż był strojem jak najbardziej kompletnym, choć nieformalnym. W książce Łukasza Gołębiowskiego pt. „Ubiory w Polszcze od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych sposobem dykcyonarza ułożone i opisane” definicja negliżu brzmi następująco: Ubiór domowy, niestrojny i czepek skromniejszy tak nazywano. Z czasów Stanisława Augusta. 
Definicję tę ilustruje wspaniale, przynajmniej w moim odczuciu, francuska rycina z „Galerie des modes”:


W bardzo podobnym stroju (tylko bez czepka) namalował Per Krafft Izabelę z Czartoryskich Lubomirską
 



Tymczasem współcześni badacze mają tendencję do tworzenia nieco węższej definicji negliżu, określając go jako suknię poranną, natomiast wszelkie inne ubiory domowe i spacerowe określają mianem deshabillé. I znów można się zagubić w gąszczu terminologicznym, wygląda bowiem na to, że według Gołębiowskiego negliż i deshabillé oznaczają to samo:
Desabilka, z francuskiego negliż damski. Suknia atłasowa, materyalna lub inna gładka miała z mniejszą wytwornością i nie tak strojno zrobiona. W niej poufalsze tylko przyjmowano osoby. Ubiór to z czasów Stanisława Augusta.
Bez względu na to, czy nazwiemy ją negliżem, czy deshabillé, suknia domowa odegrała swoją rolę w kulturze oświecenia. Stała się atrybutem kobiety wykształconej i w pewnym sensie także wyzwolonej. Stało się tak z pewnością za sprawą The Blue Stockings Society  - kobiecego ruchu intelektualnego zapoczątkowanego w latach 50. XVIII wieku w Londynie przez Elisabeth Montague i inne angielskie intelektualistki. Blue Stockings, czyli błękitne pończochy, od których swą nazwę wziął ów ruch, były to pończochy codzienne, wełniane noszone właśnie do sukien domowych. W takich właśnie sukniach niezobowiązujących, wygodnych, noszonych często bez gorsetu, wykształcone damy przyjmowały w prowadzonym przez siebie salonie przeróżnych literatów, uczonych i artystów. Jeszcze w wieku dziewiętnastym wybitne i niezależne kobiety nazywano „błękitnymi pończochami”.
Przekaz kulturowy jaki związany był z suknią domową szybko zadomowił się także w sztuce. Powstawało wiele portretów okazujących damy w strojach domowych jakby oderwane na chwilę od lektury książki trzymanej w delikatnej rączce, czy spoglądające zalotnie zza arkusza z nutami. Nawet jeśli portretowano panie bez rekwizytów mających świadczyć o ich wykształceniu, to i tak suknie domowe były z perspektywy malarza niezwykle wdzięcznym strojem. Po pierwsze, dzięki nim obraz nabierał bardziej intymnego charakteru, czego przykładem może być portret Magdaleny Agnieszki z Lubomirskich Sapieżyny:


Po drugie, wystarczyło dodać kilka rekwizytów, by biała suknia domowa z powodzeniem nawiązywała do strojów antycznych – ten właśnie manewr wykonał Bacciarelli, portretując Katarzynę Gattai Tomatis jako Muzę:


W ostatnim dziesięcioleciu osiemnastego wieku suknie wywodzące się z negliżu stały się tak popularne, że noszono je nie tylko w domu, czy na spacerach, ale nawet w sytuacjach oficjalnych. To jednak już zupełnie inna historia.
tekst: Zosia Jusiak

piątek, 8 lutego 2013

Moda malowana. Portret w szlafroku?

Witajcie,
W poprzednim poście przyglądaliśmy się toalecie osiemnastowiecznych elegantów w interpretacji twórców filmu „Niebezpieczne związki”. Możemy tam zobaczyć codzienną drogę „od szlafroka do stroju oficjalnego” , jaką przechodzili z pomocą służących modni dworzanie. Czy jednak strój oficjalny był jedynym, w jakim wypadało się pokazywać innym? Otóż nie! Istniały stroje domowe i nieformalne, które bez skrępowania można było nosić w obecności gości, co więcej – bardzo chętnie się w nich portretowano.
Klasyfikacja strojów domowych okazała się, przynajmniej z mojej perspektywy, dość trudna. Zagłębianie się w definicje współczesnych badaczy dość poważnie namąciło mi w głowie – według jednych szlafrok był tym samym, co robe de chambre, według innych – noszono go w zupełnie innych okolicznościach i na co innego. Podobnie zagmatwana okazała się sprawa damskich ubiorów tego typu – o nich jednak napiszę nieco więcej w przyszłym tygodniu. Wobec tych wszystkich wątpliwości postanowiłam sięgnąć do źródła najbardziej zbliżonego czasowo do interesującej nas epoki, a więc do książki pt. „Ubiory w Polszcze od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych sposobem dykcyonarza ułożone i opisane” autorstwa Łukasza Gołębiowskiego. Źródło to powstało co prawda już w wieku XIX (wydane zostało w roku 1830), jednakże jego autor urodził się w 1773 roku, a od 1791 przebywał w Warszawie, był więc świadkiem ostatnich lat rządów Stanisława Augusta.
A oto definicje Gołębiowskiego:
Szlafrok, szlafroczek, nocna jakoby suknia, której używać zwykli nim się spać położą, albo mając wstać zrana i pokąd się nie weźmie dziennego ubioru. Męzkie i kobiece bywają szlafroki, letnie i zimowe.” Czy w takim razie szlafrok był strojem, w którym przyjmowano, leżąc jeszcze w łóżku, pierwsze poranne wizyty? Jeśli tak, to możliwe, że noszono go na koszulę nocną…
„Robdeszan. Suknie do własnych tylko pokoi, nie do wychodzenia w niej lub wyjeżdżania.” Ta definicja jest, niestety, dość ogólna – nie wspomina nawet o rzeczy, co do której współcześni kostiumologowie są zgodni, a więc o tym, że robe de chambre, była przeznaczonym dla mężczyzn, długim, luźnym ubiorem o kimonowym kroju, często podbijanym futrem. Pod spód zakładano właściwie to samo, co pod szustokor bądź habit, czyli spodnie do kolan (culottes), koszulę, a niekiedy także kamizelkę. Na głowie, zamiast peruki, noszono do niego niekiedy różnego rodzaju czapki, często o charakterze orientalnym.  Ponieważ robe de chambre była strojem przeznaczonym m.in. do przyjmowania w domu nieoficjalnych wizyt, wykonywano ją z kosztownych i pięknych tkanin jedwabnych. Dzięki temu do dziś w muzeach można oglądać pięknie zachowane przykłady osiemnastowiecznych strojów tego typu:



  
Robe de chambre to ubiór szczególnie doceniany przez malarzy. Układał się w malownicze fałdy, ponadto służył podkreśleniu intymnego, domowego charakteru portretu – w takim to stroju panowie często oddawali się pracy umysłowej, co stanowiło kolejny element wymowy portretu. Urok robe de chambre pełnej krasie możemy oglądać w na namalowanym przez Bacciarellego „portrecie Stanisława Augusta z klepsydrą”.
Innym portretem króla w domowym, nieformalnym stroju, jest „Portret Stanisława Augusta w szlafroku” Lampiego
No właśnie, czy aby na pewno Stanisław August został przez Lampiego sportretowany w szlafroku? A może król ma na sobie robe de chambre? Z tym pytaniem zostawiam Was do przeszłego tygodnia.
Zosia Jusiak

 

czwartek, 7 lutego 2013

Wydaj je na stół

Dziś na warsztatach "Inspirujące spotkania" było dużo artystycznego ruchu. Na szczęście spalone kalorie można (szybko!) uzupełnić, robiąc PĄCZKI wg przepisu królewskiego kucharza:

Weź drożdży w wodzie dobrze wymoczonych kwartę 1, mąki przedniej kwartę 1, mleka słodkiego kwaterkę 1. To wszystko rozczyń w rondlu i dobrze wymięszaj, postaw w miejscu ciepłym i cichym, gdzie by wiatr nie ciągnął. Gdy takowe ciasto dobrze podejdzie ,weź drugi rondel, ażeby w niego 30 do 40 żółtków jaj świeżych wlazło, masła czysto sklarowanego, ciepłego, ale nie gorącego kwaterkę jedną.
Rozbij to mocno i nad wolnym ogniem lub też na pieczysku przez czas krótki postaw tak, ażeby się tylko żółtka rozgrzały, mieszając jak najmocniej i dając baczenie, by się z tego jajecznica nie zrobiła. Potym weź tłuczonego cukru ćwierć funta, któren przed tłuczeniem natrzesz skórą od cytryny, cynamonu za groszy trzy ;i takowy utłuczony cukier z cynamonem w żółtka wrzucisz.
Wymięszaj dobrze i to wszystko wlejesz do ciasta rozczynionego które już dobrze podeszło. Wymięszasz ciasto należycie, do którego przysypiesz jeszcze mąki garniec jeden, dobrze znowu zmięszaj, tak, żeby licząc z pierwszą kwartą mąki, wziętej do rozczynu całej masy nie było więcej jak kwart pięć. Takowe ciasto, łyżką przewracając, przykryj i postaw w ciepłym miejscu, ażeby znowu podeszło, a gdy już dobrze narośnie, weź wałek drewniany, którym pół godziny przynajmniej wybijaj to ciasto tak, ażeby najmniejszej w nim nie było krupki. W tym sposobie mając przygotowane ciasto, posypiesz stół mąką, włóż nań ciasto i wałkiem rozwałkuj kuchennym na ćwierć cala grubości i pilnuj, by na wierzchu rozwałkowanego ciasta mąki nie było. Wyrzynaj na pączki z ciasta kręgi dużą szklanką. Gdy na jednym krągu ciasta położysz powideł lub konfitur, przykryj drugim krągiem tak, ażeby zwierzchnia część krągu z spodnim się sklepiała. Gdy tak masz złożone, weź mniejszą od pierwszej szklankę i przyciśnij te już złączone krągi, będące z powidłami lub konfiturami, przez co obie połowy dobrze się z sobą zamkną czyli zlepią; i tak dalej postępuj, póki ci masa wystarczy. Takowe surowe pączki kładź na przetaku i w ciepłym postaw miejscu, uważając, aby nie przerosły .Weź potym podostatek masła, przeklaruj go dobrze, a gdy dobrze zawre, kładź w nie tyle pączków, ile się ich w jeden rząd zmieści, które w smażeniu gdy dobrze zarumienieją, wyjmuj je i składaj w naczynie, dobrze przykrywając, ażeby nie ostygły, i wydaj je na stół.

Z książki Kuchnia na sześć osób podług przepisów JP Tremona, pierwszego kuchmistrza Stanisława Augusta króla polskiego

poniedziałek, 4 lutego 2013

Startujemy z nowym projektem - ruszamy w podróż!




Zapraszamy do projektu „Podróże Pani Batowskiej” pozawarszawskie muzea z województwa mazowieckiego.
Nabór trwa do 15 lutego 2013.

Wszystko zaczęło się od XVIII wiecznej biblioteczki podróżnej hrabiny Doroty Batowskiej, przechowywanej w Łazienkach Królewskich. Jej współczesna replika wypełniona nowoczesnymi nośnikami dźwięku i obrazu będzie wędrować po muzeach na Mazowszu wraz z animatorami kultury związanymi z Łazienkami. Zapraszamy do wspólnej podróży!

W projekcie weźmie udział 5 pozawarszawskich MUZEÓW wyłonionych w otwartym naborze. W każdej z placówek odbędą się warsztaty dla DZIECI/MŁODZIEŻY (do 15 lat) z okolicznej szkoły. Zajęcia będą przenosiły w świat kultury XVIII wieku przy użyciu repliki zabytkowej biblioteczki podróżnej, wypełnionej elementami poruszającymi zmysły, z udziałem nowych technologii. Na zakończenie projektu dzieci będą zaproszone do przyjazdu do Warszawy na drugą część warsztatu w oryginalnej XVIII wiecznej scenerii Łazienek. Finałem projektu, zgodnym z ideą podróży, będzie opowieść o wizycie w Łazienkach realizowana przez dzieci w 5 miejscowościach w ramach Tygodnia Akademii Orange.

Równolegle projekt adresowany jest do MUZEALNIKÓW. W każdej z 5 placówek przeprowadzona zostanie wizyta-rekonesans, podczas której wspólnie z animatorami kultury muzealnicy określą swoje zasoby. Ich muzeum zostanie sfotografowane przez młodych fotografów, a pracownicy staną się bohaterami wywiadu dotyczącego potencjału edukacyjnego w ich ośrodku. Wezmą też udział w warsztatach z dziećmi odbywających się na terenie ich placówki. Na zakończenie projektu muzealnicy spotkają się w Warszawie na warsztatach przygotowanych specjalnie dla nich przez Muzeum Łazienki Królewskie.

Organizatorem projektu jest Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie w partnerstwie z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Fotoreporterów Sputnik. Patronatem medialnym objął nasze działania portal CzasDzieci.pl.

Projekt realizowany jest w ramach programu Akademia Orange.  

Więcej o projekcie a także formularz zgłoszenia: podrozepanibatowskiej.wordpress.com/wez-udzial-w-projekcie/
NA ZGŁOSZENIA CZEKAMY DO 15 LUTEGO 2013. 

Wszelkich informacji udzielają pracownicy Ośrodka Edukacji Muzeum Łazienki Królewskie:
Agata Pietrzyk: 22 50 60 104, a.pietrzyk@lazienki-krolewskie.pl
Marzena Michałek: 22 50 60 043,
m.michalek@lazienki-krolewskie.pl