czwartek, 29 listopada 2012

Moda malowana: Na własne oczy

    Ostatnio przyglądaliśmy się zapoczątkowanemu w XVII wieku procesowi przejmowania przez Polki mody francuskiej. Dzisiaj natomiast przeniesiemy się do czasów, w których moda ta zadomowiła się u nas na dobre, czyli do czasów stanisławowskich. Aby znaleźć cechy charakterystyczne ubioru ówczesnych dam polskich, zajrzymy do relacji tych, którzy widzieli  go nie tylko na własne oczy, lecz także z odpowiedniego dystansu, czyli odwiedzających Polskę w II połowie XVIII wieku cudzoziemców. Przebywający w Polsce od roku 1777 francuz Hubert Vautrin notował, że Kobiet w stroju cudzoziemskim jest znacznie więcej niż mężczyzn i tak samo jak Francuzki, są one niewolnicami mody. Zaledwie z Paryżu powstanie nowy strój, rodzi się najdrobniejsza zmiana w przybraniu toalety, musi ona natychmiast trafić z krawieckim manekinem do Warszawy, a stąd na prowincję. Gdyby z taką samą skwapliwością jak modę przyjmowane w Polsce pożyteczne instytucje, od dawien dawna Polska byłaby najlepiej rządzonym i najbardziej oświeconym krajem w Europie.
Z jego relacji wynikałoby więc, że Polki bardzo wiernie naśladują francuskie wzorce i przyjmują wszelkie najnowsze trendy na bieżąco. Tymczasem rok później, Nathaniel William Wraxall przelał na papier zupełnie odmienne wrażenie. Pisze on: Nigdzie w Europie nie ma takiej elegancji i takiej różnorodności stroju jak w tym kraju, gdzie kobiety zdają się gardzić formalnymi kanonami mody, przestrzeganymi na innych dworach. Widywałem tu te same damy w strojach różnych narodów i różnych epok i rzecz ta w nikim nie budziła zdziwienia. Jest w ich ubiorze coś azjatyckiego, co przypomina raczej Grecję lub Turcję niż modę francuską czy niemiecką. Następnie opisuje dość dokładnie ubiór księżnej Sanguszkowej, która ma na sobie bladoróżową lewitkę (rozciętą, lekką suknię ozdabianą haftami, modną także w Paryżu) i naturalne, niepudrowane włosy zebrane z tyłu muślinową siateczką. Z jeszcze innym opisem, dotyczącym tym razem mody kobiecej, możemy spotkać się w relacji Fryderyka Schulza z lat 1791-1793: Kobiecego stroju podstawą jest francusko-angielska moda, szczegóły pomniejsze z własnego smaku i wynalazku czerpiąc. Ubranie głowy ma swą właściwość między sztywnością francuską a naturalnością angielską, co bardzo wdzięcznie zdaje się Wschód przypominać.
I tu pojawia się nie lada problem. Jak interpretować powyższe zapisy? Czy Polki były niewolnicami mody francuskiej, czy raczej umiejętnie mieszały wpływy cudzoziemskie z wpływami wschodnimi i okraszały je odrobiną własnej fantazji? Mówiąc szczerze trudno jest mi sobie wyobrazić stroje w stylu opisanym przez Wraxalla czy Schulza. A być może wychwycenie owego specyficznego charakteru ubiorów pań polskich jest niemożliwe dla człowieka współczesnego? Tego się raczej nie dowiemy, ale zawsze warto troszkę na ten temat pomyśleć i spróbować poszukać ich na portretach z epoki, chociażby na poniższych.
Magdalena Agnieszka z Lubomirskich Sapieżyna, M. Bacciarelli


 Teresa z Ossolińskich Potocka, Krafft 1767 
  
A Wy, czy widzicie na tych portretach jakieś elementy specyficzne, które w jakiś sposób wyróżniałyby polską odmianę stroju francuskiego? Zachęcam do komentowania

źródła:Wacława Zawadzkiego "Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców"

tekst: Zosia Jusiak

piątek, 23 listopada 2012

Ikony Łazienek.Impresje

Bohaterem zajęć z cyklu Ikony Łazienek, które odbyły się 10 listopada, był Marcello Bacciarelli - nadworny malarz, ważna persona Malarni, spiritus movens królewskich inwestycji, dobry duch imponującej kolekcji malarstwa i przyjaciel Stanisława Augusta.
Pretekstem do rozmowy o Bacciarellim było jego malarstwo, a także królewska kolekcja, którą autor alegorii znajdujących się w Sali Salomona współtworzył. Przyglądaliśmy się bohaterom obrazów jak osobom bliskim nam, choć odległym w czasie: zaklętym w jednym geście, spojrzeniu. Pozwoliliśmy sobie na interpretację osobistą, a przez to niepowtarzalną.
fot. A. Pietrzyk

Emercjanna z Warszyckich Pociejowa pędzla Manyokiego została przez pewnego młodego człowieka uznana za flirciarę- intrygantkę; zauważył także, że w dzisiejszych czasach najlepiej realizowałaby się w zawodzie... komornika. „Starzec” Bacciarellego dostałby od uczestników zajęć w prezencie gałkę  muszkatołową  „na rozgrzanie starych kości”, a zalotna postawa Elżbiety Rybińskiej została skontrastowana z pełną czułości i oddania pozą Maryi z Dzieciątkiem. Udaliśmy się również na przechadzkę po „Górskim pejzażu” Koniga i próbowaliśmy wybrać prezent dla Teresy Łubieńskiej.
Warsztaty, dzięki uczestnikom tak twórcze i zabawne, były dla mnie, jako prowadzącej, prawdziwą przyjemnością. „Teraz to już będzie nam o wiele ciekawiej oglądać obrazy w muzeum” - stwierdził jeden z obecnych – i jest to z pewnością bardzo ważny aspekt warsztatów. Bardzo dziękuję za Państwa zaangażowanie, wrażliwość i otwartość! Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w Łazienkach.
Maria Stelmaszczyk

piątek, 16 listopada 2012

Projekt Powstanie Listopadowe

Od jakiegoś czasu pracujemy w Ośrodku nad pewnym projektem. Nie chcemy zbyt dużo ujawniać, planujemy bowiem zaprosić wszystkich zainteresowanych na finał, który będzie swego rodzaju podsumowaniem, ale też początkiem czegoś zupełnie nowego…
Inspiracją jest dla nas powstanie listopadowe. Codziennie, przychodząc do biura, wchodzimy przecież do dawnej Szkoły Podchorążych, a to zobowiązuje.
Do współpracy zaprosiliśmy grupę performerów Performeria Warszawy oraz licealistów z VII LO im. J. Słowackiego. Wspiera nas także Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego.
Początkowo powstanie listopadowe wydawało się nam niezwykle odległym wydarzeniem – zarówno czasowo, jak i mentalnie. Szukaliśmy więc obszaru, który mógłby w jakikolwiek sposób zbliżyć nas do tego doświadczenia.
Mieliśmy spotkanie z historyczką (wolontariuszką Ośrodka), dziwiliśmy się zapalczywości i impulsywności powstańców, staraliśmy się zrozumieć ich desperację i motywację do działania. Poszukiwaliśmy inspiracji, wychodząc od takich słów jak „bunt”, „opór”, szukaliśmy naszych własnych powodów, by wszcząć powstanie, małą współczesną rewolucję.
Urządziliśmy sobie alternatywny spacer po Łazienkach – ogrodzie, muzeum, miejscach, w których obowiązują ścisłe zasady zachowania. Młodzi ludzie próbowali znaleźć w nim przestrzeń dla siebie, odkrywali je na nowo…

fot.A. Pietrzyk


fot. A. Pietrzyk


fot. A. Pietrzyk




fot. A. Pietrzyk


fot. A. Pietrzyk


Potem odbyliśmy niezwykle ważne spotkanie. Odwiedziła nas grupa rekonstrukcyjna, która działa przy Wojskowej Akademii Technicznej. Dostaliśmy wycisk. Doświadczyliśmy wojskowego reżimu – dyscypliny zachowań, terroru ruchów.
Mimo sztywnych wojskowych zasad, spotkanie było niezwykle inspirujące i pełne dobrej energii. Od lekcji musztry płynnie przeszliśmy do działań performatywnych, stawialiśmy nasze ciała przed zupełnie nowymi wyzwaniami.
W końcu byliśmy gotowi, by wyjść na ulicę. Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście – tak jak powstańcy. Chcieliśmy iść ich śladem i tak jak oni zmierzyć się z nierozumiejącymi spojrzeniami przechodniów, być wojskiem, a zarazem działać w chaosie.

fot.P.Ogrodzki


fot.P.Ogrodzki


fot.P.Ogrodzki



fot.P.Ogrodzki


Pracujemy dalej…
Efekty już 30 listopada o 19.00. Zapraszamy do Podchorążówki (pokaz odbędzie się w Sali Musztry).

czwartek, 15 listopada 2012

Moda malowana: Panie przodem!

Witajcie!
Tydzień temu zajmowaliśmy się modą męską z początku XVIII wieku i różnicami między strojem zachodnim (francuskim) a narodowym w owym czasie. Dzisiaj natomiast zajmiemy się modą damską tego okresu na przykładzie portretów przypisywanych Adamowi Manyokiemu.
Jak już wspominałam, kobiety, które możemy obejrzeć na portretach znajdujących się w Pokoju Bachusa, ubrane są różnie, jednak styl jest stosunkowo jednolity. Jest to, oczywiście, styl francuski. Polskie damy w kwestii mody wyprzedziły swoich mężów o, mniej więcej, sto lat. Już w połowie siedemnastego wieku, czyli w momencie największej świetności męskiego stroju narodowego, magnatki i zamożniejsze szlachcianki usiłowały naśladować sposób ubierania się modny w Paryżu. Nie musiały zresztą odwiedzać stolicy Francji, by przekonać się, co noszą modne francuskie damy. Rezydowały one przecież także w Warszawie – mowa, rzecz jasna, o królowej Ludwice Marii i członkiniach jej fraucymeru. Wśród nich była także Maria Kazimiera d’Arquien, późniejsza królowa Marysieńka, której sposób ubierania stanowił „drogowskaz” dla wielu rodzimych dam ostatnich dziesięcioleci XVII wieku. Kostiumolodzy szacują jednak, że pomimo dostępu do modnych wzorów, w tym okresie Polki pozostawały jeszcze kilkanaście lat za zagranicznymi elegantkami.




 Poza modnym fasonem, rzecz jasna, przejęły Polki od Francuzek także inne elementy. Chociażby fryzury: miejsce warkoczy (u panien) bądź włosów schowanych pod czepkiem (u mężatek) zajęły bardziej skomplikowane kompozycje, wymagające, w zależności od panującej mody, różnych zabiegów, np. kręcenia włosów przy pomocy specjalnego żelazka. Pojawił się również makijaż – o ile jeszcze w siedemnastym wieku malowały się tylko nieliczne damy, to już w osiemnastym stuleciu modne było stosowanie jak najgrubszej warstwy makijażu. Przejęto także, choć z pewnym wahaniem i pod ostrzałem krytyki duchownych, duże dekolty. Obyczajne suknie polskie, sprzed panowania mody francuskiej, zasłaniały kobietę dość szczelnie: nie było widać ani nóg, ani szyi. Nie każda kobieta była na tyle odważna, by z dnia na dzień zacząć odsłaniać fragmenty swego ciała nieco śmielej, dlatego przez pewien czas Polki nosiły modne suknie w wersji „przyzwoitej”, czyli z nieco bardziej zabudowaną górą.

Jak widzimy na portretach Elżbiety z Rybińskich Lubomirskiej (z lewej strony) oraz Teresy z Bielińskich Łubieńskiej (z prawej strony) , przypisywanych Adamowi Manyokiemu, z czasem Polki wyzbyły się skrupułów i już w pierwszym dziesięcioleciu XVIII wieku nie ustępowały w niczym swoim zagranicznym rówieśniczkom. Obie panie mają zarówno bardzo duże dekolty (wydaje mi się, że niejedna dzisiejsza kobieta mogłaby się z podobnym wycięciem czuć nieswojo), wykwintne, pracochłonne fryzury (jeszcze z naturalnych włosów) oraz makijaż. Widać również niezwykle szczupłe talie, osiągnięte z pewnością za pomocą bardzo mocno zasznurowanego gorsetu. Co do fasonów sukni – trudno powiedzieć o nich coś dokładniej, mam wrażenie jednak, że jest to modny na początku XVIII wieku fason „mantua”, o którym napiszę nieco więcej innym razem. To, co jest tutaj ważne, to fakt, że obie te „roby” (jak ówcześnie nazywano w Polsce suknie o francuskiej linii) są w miarę „na czasie”. Stroje tych pań (a właściwie, te ich części, które możemy zobaczyć na portretach) nie różnią się istotnie od strojów angielskich czy francuskich z podobnego okresu.
Wszystko wskazuje więc na to, że modowe „opóźnienie” Polek było coraz mniejsze, a w drugiej połowie XVIII wieku, już w czasach króla Stanisława Augusta, stały się one specjalistkami od najnowszych trendów, i czujnie rejestrowały wszelkie nowinki, za co chwalone były przez cudzoziemców odwiedzających Polskę. Ale to już zupełnie inna historia…
Zosia Jusiak

Pisać/ malować/ rzeźbić/ TWORZYĆ - warsztaty dla seniorów




"Inspirujące Spotkania" to cykl warsztatów dla seniorów podczas którego wspólnie poznajemy różne techniki artystyczne. Spotkania prowadzi Marzena Rostkowska - artystka, scenografka, podróżniczka.
Efekty półrocznych warsztatów poznamy wiosną 2013 roku. Póki co uczestnicy prowadzą swoje artystyczne notesy. Będziemy do nich zaglądać od czasu do czasu.

 










fot. Joanna Gers

środa, 14 listopada 2012

Grand Tour - wielka podróż w świat wielkich manier

W ramach cyklu dla dzieci Grand Tour sięgnęliśmy do dobrych obyczajów - okazało się, że rozłożenie zastawy królewskiej (i domowej!) nie jest prostą sprawą!


Możecie sami wydrukować i złożyć swoją książeczkę - Przewodnik Dobrych Manier. Autorem jest Zofia Dziubińska.

wtorek, 13 listopada 2012

Małpa o imieniu Johnny



Malpa o imieniu Johnny by Lazienki Krolewskie Edu

Andrzej Chomczyk, pracownik Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie opowiada historię małpy o imieniu Johnny, przebywającej na terenie Muzeum w latach '90.
Nagranie w ramach projektu "Moje Łazienki", realizowanego przez Ośrodek Edukacji.

czwartek, 8 listopada 2012

Moda malowana: Pokój Bachusa

Kierując się z przedsionka Pałacu na Wyspie w prawo, wchodzimy do Pokoju Bachusa… A w nim – dużo mody z pierwszej połowy osiemnastego wieku, uwiecznionej na portretach pędzla Adama Manyokiego i innych malarzy… Portrety te przedstawiają ludzi związanych z dworem Augusta II Mocnego. Gdy dobrze się im przyjrzymy, z łatwością zauważymy modowy rozłam, który nastąpił wśród mężczyzn z najwyższych warstw polskiego społeczeństwa. I to mężczyznom epoki saskiej poświęcę dzisiejszy post, kobietami zaś zajmę się za tydzień.



Z przykrością stwierdzam, że stroje portretowanych przez Manyokiego panów nie są zbyt dobrze widoczne. Nie dość, że modele przedstawieni są od pasa w górę, to jeszcze noszą płaszcze z Orderem Orła Białego, zasłaniające właściwie ich stroje. Na dodatek, jeden z nich ma na sobie zbroję... W tych trudnych warunkach pozostaje nam jedno wyjście: skupić się na tym, co widać. A widać na przykład fryzury, które w pierwszej ćwierci XVIII były dość ściśle związane ze stylem ubierania się.
Jan Sebastian Szembek ma ogromną perukę w stylu francuskim wylansowanym przez Ludwika XIV. Co ciekawe, władca ten sam zaczął nosić peruki dopiero po czterdziestce, ponieważ długo mógł się poszczycić pięknymi i bujnymi naturalnymi włosami. Aby móc nosić perukę, należało najpierw ogolić głowę, a przynajmniej ściąć włosy na krótko – w przeciwnym razie nie dałoby się jej utrzymać. Barokowy elegant miał do wyboru wiele różnych kolorów peruk, jednak największą popularnością cieszyły się czarne i, takie jak ta na głowie Jan Sebastian Szembeka, czyli płowe. Jak widzimy, nadmiarowi włosów na głowie towarzyszył ich zupełny brak na twarzy. Przypuszczam, że zarówno gładko ogolone policzki, jak i bujna fryzura miały mężczyznę odmładzać. Czy to się udawało? Ocenę pozostawiam Wam J
Z odwrotną sytuacją mamy do czynienia w przypadku Jana Potockiego. Jego włosy są ostrzyżone „na okrągło” i, najprawdopodobniej, podgolone na karku, zgodnie z modą polską. Nie oznacza to jednak, że przez kilkaset lat rozwoju stroju narodowego towarzyszyła mu taka sama fryzura. Zmieniały się one, podobnie jak krój i wykończenie poszczególnych elementów samego stroju. W połowie XVII wieku, na przykład, włosy podgalano i zostawiano na środku głowy tzw. „czub”, u schyłku mody kontuszowej, a w latach 80. i 90. osiemnastego stulecia zwolennicy mody polskiej nosili włosy półdługie z krótką grzywką. Jeden element pozostawał jednak niezmienny – wąsy. Wpisał się on w sarmacki wizerunek tak mocno, że w drugiej połowie osiemnastego wieku urosły do rangi symbolu, a na ich cześć (bądź przeciwko nim) powstawały utwory poetyckie (Oda do wąsów Franciszka Dionizego Kniaźnina).
Jak już wcześniej napisałam, na portretach tych nie znajdziemy zbyt wiele elementów stroju, ale jeśli przyjrzymy im się w dużym powiększeniu, to na pewno czegoś się doszukamy.

Na portrecie Jana Sebastiana Szembeka znajdziemy piękny koronkowy krawat. Krawaty upowszechniły się pod koniec XVII wieku wraz z justeaucorps – obcisłym, rozkloszowanym na dole kaftanem, zwanym w Polsce szustokorem. Widać zresztą także jego fragment – a konkretnie pozbawioną kołnierza klapę i dziurki od guzików.
               
Zza zbroi Jana Potockiego dla odmiany wystaje niewielka stójka. Stójkami takimi zwieńczone były zazwyczaj żupany. Niektórzy przypinali pod szyją jeszcze jakiś pięknie oprawiony klejnot, ale wiele wskazuje na to, że na początku osiemnastego wieku nie było to jeszcze modne.

Podsumowując: nawet na przykładzie portretów od pasa w górę da się zobaczyć jak bardzo modny strój francuski różnił się od polskiego stroju narodowego. Na tym, rzecz jasna, nie koniec i w niedalekiej przyszłości zaprezentuję Wam nieco bardziej całościowe ujęcie. 

Zosia Jusiak