Witajcie,
W poprzednim poście przyglądaliśmy się toalecie osiemnastowiecznych elegantów w interpretacji twórców filmu „Niebezpieczne związki”. Możemy tam zobaczyć codzienną drogę „od szlafroka do stroju oficjalnego” , jaką przechodzili z pomocą służących modni dworzanie. Czy jednak strój oficjalny był jedynym, w jakim wypadało się pokazywać innym? Otóż nie! Istniały stroje domowe i nieformalne, które bez skrępowania można było nosić w obecności gości, co więcej – bardzo chętnie się w nich portretowano.
Klasyfikacja strojów domowych okazała się, przynajmniej z mojej perspektywy, dość trudna. Zagłębianie się w definicje współczesnych badaczy dość poważnie namąciło mi w głowie – według jednych szlafrok był tym samym, co robe de chambre, według innych – noszono go w zupełnie innych okolicznościach i na co innego. Podobnie zagmatwana okazała się sprawa damskich ubiorów tego typu – o nich jednak napiszę nieco więcej w przyszłym tygodniu. Wobec tych wszystkich wątpliwości postanowiłam sięgnąć do źródła najbardziej zbliżonego czasowo do interesującej nas epoki, a więc do książki pt. „Ubiory w Polszcze od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych sposobem dykcyonarza ułożone i opisane” autorstwa Łukasza Gołębiowskiego. Źródło to powstało co prawda już w wieku XIX (wydane zostało w roku 1830), jednakże jego autor urodził się w 1773 roku, a od 1791 przebywał w Warszawie, był więc świadkiem ostatnich lat rządów Stanisława Augusta.
A oto definicje Gołębiowskiego:
„Szlafrok, szlafroczek, nocna jakoby suknia, której używać zwykli nim się spać położą, albo mając wstać zrana i pokąd się nie weźmie dziennego ubioru. Męzkie i kobiece bywają szlafroki, letnie i zimowe.” Czy w takim razie szlafrok był strojem, w którym przyjmowano, leżąc jeszcze w łóżku, pierwsze poranne wizyty? Jeśli tak, to możliwe, że noszono go na koszulę nocną…
„Robdeszan. Suknie do własnych tylko pokoi, nie do wychodzenia w niej lub wyjeżdżania.” Ta definicja jest, niestety, dość ogólna – nie wspomina nawet o rzeczy, co do której współcześni kostiumologowie są zgodni, a więc o tym, że robe de chambre, była przeznaczonym dla mężczyzn, długim, luźnym ubiorem o kimonowym kroju, często podbijanym futrem. Pod spód zakładano właściwie to samo, co pod szustokor bądź habit, czyli spodnie do kolan (culottes), koszulę, a niekiedy także kamizelkę. Na głowie, zamiast peruki, noszono do niego niekiedy różnego rodzaju czapki, często o charakterze orientalnym. Ponieważ robe de chambre była strojem przeznaczonym m.in. do przyjmowania w domu nieoficjalnych wizyt, wykonywano ją z kosztownych i pięknych tkanin jedwabnych. Dzięki temu do dziś w muzeach można oglądać pięknie zachowane przykłady osiemnastowiecznych strojów tego typu:
Robe de chambre to ubiór szczególnie doceniany przez malarzy. Układał się w malownicze fałdy, ponadto służył podkreśleniu intymnego, domowego charakteru portretu – w takim to stroju panowie często oddawali się pracy umysłowej, co stanowiło kolejny element wymowy portretu. Urok robe de chambre pełnej krasie możemy oglądać w na namalowanym przez Bacciarellego „portrecie Stanisława Augusta z klepsydrą”.
Innym portretem króla w domowym, nieformalnym stroju, jest „Portret Stanisława Augusta w szlafroku” Lampiego
No właśnie, czy aby na pewno Stanisław August został przez Lampiego sportretowany w szlafroku? A może król ma na sobie robe de chambre? Z tym pytaniem zostawiam Was do przeszłego tygodnia.
Zosia Jusiak